środa, 5 sierpnia 2009

Kartofelki


Nasz region słynie m.in. z uprawy ziemniaków, w moim rodzinnym domu ziemniaki były podstawą wyżywienia. Nie, nie... wcale nie dlatego, że brakowało mięsa czy innych produktów, odkąd pamiętam ( a pamiętam wiele z bardzo wczesnego dzieciństwa) niczego nie brakowało. Ja jednak nie lubiłam kartofli, tak przynajmniej myślałam, bo od kiedy rozpoczęłam samodzielne życie odkryłam jakie pyszne mogą być te bulwy. W moim domu i stołówkach ziemniaki podawano zazwyczaj tłuczone, puree, a najlepsze są z wody, w mundurkach czy pieczone. Nie muszą być nawet okraszone, same w sobie są pyszne.

Kilka razy do roku przeprowadzam z moim Tatą pewną rozmowę :). Najlepsze irysy rosną na polu mego brata, ma on też doskonałe piwnice do ich przechowywania, dlatego przy okazji odwiedzin przywozimy po pół woreczka. Mówię zazwyczaj do Taty, że może pójdziemy nabrać ziemniaków, a Tata:
- Ale u nas nie ma ziemniaków, są tylko kartofle.
- Kartofel to po niemiecku , po polsku jest ziemniak.
Tata wtedy wypowiada to swoje
- Oo... - takie trochę zdziwione, trochę jakby przemawiał do osoby niespełna rozumu i pyta nie oczekując odpowiedzi
- Chcesz pomarańczy ?

Do piwnicy po kartofle chodzę najczęściej sama z Tatą, bo nikt nie rozumie, że najlepsze są nieduże bulwy. Nie ma znaczenia czy do gotowania czy starcia, takie są najsmaczniejsze. Tata nazywa je pomarańczami i dzielnie pomaga w wybieraniu, choć uważa, że jego pierworodna niezupełnie ten tego :)))
Kupując też proszę o wybranie małych, co nie zawsze znajduje zrozumienie otoczenia.


Wszystko to mi się przypomniało wczoraj, kiedy piekłam kartofelki Cebulki, jakoś dużo mi się przypomina ostatnio, czyżby starość ;)
O tych kartofelkach słyszałam dużo dobrego, aż kiedyś miałam okazję posmakować- pychotka.
Trochę się obawiałam czy mój mąż je zaakceptuje, bo pieczemy bez obierania, ale obawy były niepotrzebne.












Kartofle szorujemy szczotką, kroimy wzdłuż na ćwiartki, układamy jedną warstwą na blachę, posypujemy czosnkiem i rozmarynem i do pieca. Nie solimy! Pieczemy wg uznania, do miękkości albo na chrupiąco. Moje są skropione sosem ze smażenia kurczaka, ale w ostatniej chwili, tuż przed wyjęciem z piekarnika.
Cebulka podawała do nich jeszcze dipy: jogurtowo- koperkowy i jogurtowo- rzodkiewkowy, u mnie z kurczakiem ( mąż dostał z karkówką) i sałatą lodową z sosem vinegret.

Jeszcze uwaga zupełnie nie na temat, skąd u nas na Białostocczyźnie tak dużo germanizmów, mój Tata nie powie inaczej niż hebel, winkiel czy waserwaga.

14 komentarzy:

  1. Na 'germanizmach' się nie znam, ale dziwnie głodna się zrobiłam.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to naiwne pytanie, ale co z tymi skórkami? Zostają na talerzu czy się je zjada.
    Przepis wygląda na "pyszny"!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak piec można kartofelki vel ziemniaczki tylko z własnej piwniczki.Te kupione ryneczku są przeważnie dziwnie pokaleczone.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naila, a wczoraj nie mogłaś powiedzieć, że jesteś głodna, zaprosiłabym, a tak ..... wszystkie zjedliśmy ;)

    Lilka, skórki się zjada:))) kiedy wyszorujemy szczotką to tej skórki pozostanie niewiele, a po upieczeniu to się jej prawie nie czuje.

    Pamiętam kiedyś piekliśmy kartofle na grillu, tzn. w żarze grillowym, a był wtedy brat mego męża z USA, on był oburzony, że je obieramy, podobno to taka nasz polska przypadłość :)))

    Barbaratoja, te są z ryneczku, bo u brata dawno nie byłam, a młode źle się przechowują.

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę do mnie po wyróżnienie !

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ziemniaczki, czy pyry, czy kartofelki - nieważne!
    Ważne, że wyglądają pysznie!
    Ja też często mówię winkiel, a strug jakoś mi przez gardło nie przechodzi :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Krakowskim targiem mówcie: pyry ;DDD



    Eeee tam - dobre puree nie jest złe - w zimie jada takie albo wcale, zazdroszczę Ci "domowych" ziemniaków - kupna masówka najczęściej bywa mało jadalna bez dodatków (dla mnie)

    OdpowiedzUsuń
  8. kartofel,ziemniak,pyra toz to podstawa naszego wyzywienia ;-) ale niestety nie wszystkie sa dobre,tu gdzie mieszkam,ziemniaki sa okropne,po ugotowaniu jesli zostana nie nadaja sie niestety do odsmazenia nastepnego dnia,tak pamietam z dziecinstwa byly pyszne,a teraz o zgrozo..

    OdpowiedzUsuń
  9. ja bym się nie przejmowała tymi germanizmami...u nas,hehe,czyli w Grudziądzu gdzie się urodziłam jest mnóstwo takich słów....przyszedł mi na myśl szlałch,czyli wąż do podlewania,nawet nie wiem,jak poprawnie to napisać i jeszcze jedna ciekawstka,z którą nie styknęłam się nigdzie więcej,zamiast tak,mówimy jo...jo jest bardzo uniwersalne,używa się go w najmniej nawet spotykanych momentach....:))aaa i koniecznie wypowiada sie przez gardło:))a kartofelki zapewne pyszne,sama też takie robię,również z czosnkiem i rozmarynem,szkoda tylko,że tak ciężko można go dostać jako świezynkę,ja lubię jeszcze sypnąc tymianku,zresztą uwielbiam go prawie do wszystkiego,tak samo ,jak koperek...mniam....

    OdpowiedzUsuń
  10. O widzisz! O szlauchu zapomniałam :-D. Jakoś wąż do ogródka, czy inny tam polewacz mi nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. oooo ! u nas też jest szlauch !

    Demonka znam to Wasze jo i jeszcze sznytke ( sznydke ?) chleba ;)U Was to co innego, tam prawie każdy od małego szwargoli po niemiecku :) ale skąd to u nas, rusycyzmy to rozumiem, ale germanizmy???

    W Grudziądzu, po wojsku, został- z miłości - mój chrzestny, a brat mego taty. Byłam tam kilka razy, a bliższa i dalsza rodzina cioci kiedyś dość często spędzała u nas wakacje.


    To powiedzcie mi jakie kartofle wolicie białe czy żółte - podobno Śląsk z Podlasiem gotów jest wojnę stoczyć w tej sprawie. Ja uznaję tylko białe.

    OdpowiedzUsuń
  12. Białe! Zdecydowanie!
    Te żółte jakoś mi na pastewne wyglądają.

    OdpowiedzUsuń
  13. ja z ziemniaków frytki lubię :) ale nie mogę jeść bo w dupę idą strasznie. :) Moja mama zawsze takie pieczone ziemniaki robiła tak jak Ty do pieczonego kurczaka mniam mniam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...