Do świąt przygotowywałam się wyjątkowo późno i krótko, okazało się, że można, choć nie obyło się bez małych przepychanek ;) z synami. Obiecywaliśmy sobie święta na luzie, ale siedzi gdzieś we mnie ta matka polka, co to nie zaśnie jeśli sałatka nie zrobiona i zerwie się skoro świt, bo o czymś zapomniała :)))
Może nie do końca tak było, ale jednak poczucie obowiązku nie pozwoliło mi całkiem sobie odpuścić. Mimo to były to chyba pierwsze święta bez pośpiechu, zdenerwowania, zmęczenia i wszystko się udało: ciasta urosły, mięsa upiekły w sam raz, zraziki doprawione akuratnie...
Odpoczęłam.