sobota, 17 listopada 2012

Ciągnie wilka do lasu

  
  A mnie do robótek, choć okoliczności niesprzyjające. 
Zgodnie z nową, świecką tradycją, przygotowania do świąt zaczęłam już w październiku. Mój pierworodny uważa, że gdyby nie było Halloween i walentynek to bożonarodzeniowe klimaty mielibyśmy cały rok. Ma trochę racji, bo chyba żadne święta nie są takie " udekorowane".
  Zaczęłam od papierków: pocięłam, pogięłam, pokleiłam i sfotografowałam. To ostatnie w wielkim pośpiechu, na wypadek gdyby miały nie wrócić do domu, co też się stało :)













 Napisy powstały dzięki uprzejmości Joli .



Format podobny, kolory trochę też, inny układ.


 Najwięcej czasu zajmuje pierwsza kartka, kolejne klei się szybciej.

 
W innej tonacji, koronkowo- zimowej



i jeszcze takie



Znalazłam jeszcze dwie ubiegłoroczne frywolitki, nakleiłam je na papiery z nowej kolekcji.


Na tyle wystarczyło mi cierpliwości, ale mam zamiar popełnić jeszcze kilka.




wtorek, 23 października 2012

Co jesienią poprawia mi nastrój


Dynie. 
  Nie wiem co mają w sobie takiego, ale patrząc na nie zawsze się uśmiecham. Od paru ostatnich lat nie sadzę ich w swoim ogrodzie, bo prawie nic nie sadzę, ale  hodowałam je z wielką przyjemnością i kiedyś do tego wrócę. Zawsze jesienią staram się  mieć je w domu.





  Tegoroczne pochodzą z pobliskiego ryneczku, a ta poniżej była długo wyszukiwana w ogrodzie mamy, pozostałe nie mieściły się w bagażniku. Ta była jedyna, która dała się tam zapakować, pewnie dlatego, że rosła w cieniu, na uboczu i jeszcze nie dorosła;)


Nad zlewem w kuchni mam jeszcze jedną, trochę  osładza mi poremontowy krajobraz za oknem.



  Nie zapisałam się do Klubu Zadyniowanych, ale jestem ich fanką, jeśli chcecie nacieszyć oczy zajrzyjcie tutaj:




wtorek, 25 września 2012

A świat nie zatrzymał się nawet na chwilkę


   Zepsuło nam się wszystko, co tylko mogło się zepsuć. Nagła choroba męża uruchomiła lawinę. 
  Prawdę mówiąc, choroba nie była nagła, tylko  nagle i ostro nam się objawiła. Rozwijała się długo i dawała o sobie znać, ale jaki facet przejmuje się takimi drobiazgami, dopiero kiedy okazało się, że już gorzej być nie może....

  Nie wiem jak przetrwaliśmy te kilka miesięcy: bezsenne noce, napady paniki w najbardziej nieodpowiednich momentach, długie oczekiwania na wyniki i rozpacz, złość, bezradność. Mój świat stanął w miejscu. Unikałam sąsiadów, znajomych, Was też, długo nie potrafiłam o tym rozmawiać. Nie byliśmy przygotowani, chyba nikt nigdy się nie jest na coś takiego przygotowany, ale nam doszedł jeszcze ten nieszczęsny remont i kłopoty firmowe, o których niewiele dotąd wiedziałam i wiele innych.

Przetrwaliśmy! 

  Pomogła moja rodzina i wsparcie kilku przyjaciół, a nawet zupełnie obcych ludzi.  Byli też tacy, bardzo bliscy, którzy zawiedli, teraz już mniej bliscy.

  Udało nam się bardzo szybko podjąć decyzję i sprzedać mieszkanie w bloku, zrobić kuchnię, łazienkę i  pokój Maćka. Może nie wszystko tak jak marzyłam, ale  wróciliśmy już do domku. Ciągle jeszcze na tobołach, z materiałami budowlanymi tuż obok, śladami gipsu, prowizorką. Powoli jednak będziemy się urządzać i kończyć remont.

  Mąż w tej chwili ma się lepiej. Nie wiem co będzie dalej, boję się wybiegać myślami w przyszłość.

  Tylko mi nie piszcie, że co cię nie zabije to wzmocni, bo choć nie zabije to paskudnie poharata i blizny zostawi, na ciele i duszy, widoczne.








niedziela, 15 kwietnia 2012

Poświąteczne czystki


  Lodówka już wróciła do stanu dnia codziennego, resztki zostały wyjedzone przez nas, bezdomne koty i ptaki, czyli nic się nie zmarnowało. Zostały jeszcze niezagospodarowane zdjęcia kartek. W roli głównej jaja. Wygrzebane w zbiorach The Graphics Fairy , a wydrukowane dzięki uprzejmości de ART.















   Kartki warstwowe, poszarpane, postarzone z szarą, podkolorowaną tekturą falistą-  bardzo mi się podoba ten element, podejrzany u moich ulubionych scraperek



 i elementami 3D.





Niewiele ich powstało, tylko na własne potrzeby.



Przed świętami udało mi się dokończyć kilka zaległych drobiazgów


niektóre wystarczyło jedynie zszyć, inne powstały od podstaw, jak ten różany secik.


  Zmiany wyglądu bloga dokonały, co prawda, moje własne ręce, ale świadomość miałam wtedy wyłączoną. Stało się to w krytycznym momencie, kiedy coś nam zabrało google i do swego konta dostawałam się okrężną drogą. W akcie desperacji kliknęłam nie to co powinnam, pobiegłam dalej i już nie mogłam wrócić do poprzedniego stanu. Może kiedyś, jeśli będę miała trochę czasu i samozaparcia coś z tym zrobię.

piątek, 30 marca 2012

Uszczypnijcie mnie

   Zastanawiam się czy ze mną wszystko jak należy? może coś mi się poprzestawiało, może jestem już bardzo zmęczona, a może mam kuku na muniu ???

   W tej chwili jestem sama w mieszkaniu w bloku, słyszę głosy na klatce, ktoś dobija się do kolejnych mieszkań, sąsiadka otwiera drzwi, krótka rozmowa, dzwonek do mnie. Otwieram, bo to raczej nie szalony sąsiad z dołu, pewnie ktoś z administracji, a tam.....

 omamy, przywidzenia... 

 kominiarz z kalendarzem na rok 2013 i życzeniami wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

   Uszczypnijcie mnie bo chyba śnię, wydaje mi się, że jest jeszcze przed Wielkanocą, a może do Wigilii powinnam się przygotowywać i zamiast jajka święcić mak kręcić, choinkę stroić ???

Ktoś zwariował, tylko kto???

Otrzeźwił mnie zachrypnięty głos:
- Choć złotóweczkę proszę.
Musiałam mieć obłąkaną minę, bo dodał:
- No co, my tak co roku.

- Przed Wielkanocą ?!  - powiedziałam i przypomniałam. Identyczna sytuacja była rok temu, tylko wtedy otworzyłam drzwi w mieszkaniu  rodziców Leosia, też było przed Wielkanocą, a kalendarz był na rok 2012. To chyba jakaś nowa świecka tradycja.

sobota, 3 marca 2012

Wielkanoc dopiero za miesiąc


  A u mnie  jajka prawie poświęcone ;) Po przeczytaniu cyklu "Oko Jelenia" Pilipiuka, w czasie drzemki Leosia, robię sobie jaja, a w zasadzie koronkowe ubranka. W domu je wykańczam, piorę, dopasowuję i ubieram w nie wydmuszki. Kilka pomalowanych zostało z ubiegłego roku, pokolorowałam resztę i oto plony.



To duże jaja, gęsie. Bordo i czekoladowe tegoroczne.














  

  Czarne to powtórzenie zeszłorocznych, zielonych nie zdążyłam wtedy ubrać, zostało mi jeszcze kilka golasków czerwonych.
















 A te to mniejsze, kacze.


 








  



  Wszystkie zapakowane w kartoniki.





 Na domowym froncie mały sukces, łazienka obłożona płytkami ! umywalka zamówiona, jeszcze tylko kabina i pierwsze pomieszczenie będzie skończone, obym tylko dotrwała do uruchomienia kuchni ;)

 

niedziela, 29 stycznia 2012

Złamałam się


  Pod wpływem prawie wszystkich moich znajomych, które w tym sezonie chwyciły za niebezpieczne narzędzia (jakimi niewątpliwie są druty i szydełka) oraz mięciutkie kłębuszki, złamałam się i zakupiłam włóczkę. Trochę się na nią naczekałam,  to był zakup z tych co to ta albo żadna ;) ale chyba była mi przeznaczona, bo udało mi się ją namierzyć w dwu różnych miejscach i w sumie uzbierałam odpowiednią ilość motków. Nawet na cenę promocyjną trafiłam. 
zdjęcie ze strony sklepu

  Zaskoczyłam sama siebie kolorem, zdjęcie motka dość wiernie go oddaje, moje mają przekłamany kolor.
  Na jednym ze spotkań, o których pisze Kasia, dziewczyny miały wzorniki nitek i nagle zapragnęłam mieć fioletową czapkę i szalik. Wybrałam jednak trochę zgaszony wrzos i dużo grubszą ( i tańszą) włóczkę-  Andes Drops 65 % wełna, 35 % alpaca.

 











  Sama jednak nie dziergałam, oddałam wełnę  w dużo bardziej odpowiedzialne  ręce Basi, a sama spokojnie czekałam. Od tygodnia cieszę się cieplutkim szalikiem i czapką.


  Miało być koniecznie z warkoczem, to mój ulubiony wzór dzianinowy, Basia dostosowała go do odpowiednich wymiarów i powstał dwustronny komplet. Doświadczone oko zobaczy różnicę.









  
  Z mitenkami, bo na nie zachorowałam już ubiegłej jesieni, ale wtedy mi do niczego nie pasowały.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...