środa, 16 grudnia 2009

W złocie i czerwieni

Kilka kartek glitter ;)

Wszystkie ornamenty na bombkach są błyszczące, jakby z metalizowanej folii, w dwóch kolorach: złota i miedzi. Wycięłam je
[ dopisano dnia następnego- wycięłam całe bombki, nie same ornamenty- przepraszam za niejasną wypowiedź] z papieru do pakowania i nakleiłam na karton, dopiero potem na kartkę. Jedna bombka jest przyklejana na kosteczkach 3D.



I z gwiazdkami, o które dopominała się Magda :)
Na stronę CPS trafiłam szperając na scrapowych blogach, jak nazwa wskazuje, są tam zamieszczane tzw. mapki ( tak to się chyba nazywa) podpowiadające jak rozmieścić elementy na kartach. Pomysł na gwiazdkę pochodzi stamtąd, reszta to już moja inwencja.


Trochę zmaltretowałam elementy tych kartek, te nie są już takie glitter, wyraźnie postarzone. Podoba mi się taki styl, choć jeszcze nie dojrzałam do zdecydowanego vintage.


Wszystkie są mocno 3D, zdjęcia tego nie pokazują, ale miałam kłopot z zapakowaniem ich w koperty, a niektóre to musiały dostać bezpieczne.

wtorek, 15 grudnia 2009

Spóźnione kartki świąteczne


Nigdy więcej nie będę robić kartek w ostatniej chwili, namęczyłam się. Tzn. fizycznie nie, ale się nadenerwowałam.
Jeśli liczycie, jak
Kankanka, że dam wykład ze scrapu to się mylicie :) nie poznałam tej techniki, nie rozumiem słownictwa używanego przez dziewczyny, ani nie znam zasad na rozmieszczania poszczególnych elementów, jeśli takie obowiązują.

Tak naprawdę nie wiem ile jest scrapu w moich kartach, natomiast uczciwie przyznaję się do podglądactwa. Gdyby ktoś rozpoznał jakieś swoje pomysły to pewnie tak właśnie jest, zaprzeczać nie mogę. Zrobiłam je jednak po swojemu, z dostępnych mi materiałów, które nadają się do wielu rzeczy, sporo półproduktów jeszcze zostało. W trakcie układania poszczególnych elementów ciągle zmieniałam koncepcję i to co już przygotowałam wcześniej nie zostało wykorzystane, albo zużyte do czego innego. Przestępstwa chyba żadnego nie popełniłam, bo każdy ma prawo scrapować po swojemu :)))))

Dwie pierwsze, tu próbowałam wg. tego co wyczytałam
na scrappassion postarzanie brzegów za pomocą herbaty i kredek akwarelowych- to mój patent, bo nie mam tuszu, szycia choć maszyna robiła mi psikusy itp.


Większość elementów wycinałam ręcznie, bo nie dysponuję odpowiednimi puncherami. Jak robić liście ostrokrzewu pokazała Mirabeel, robiła to okrągłym dziurkaczem i nożycami o falistym ostrzu. Takiego dziurkacza nie mam, wycinałam więc na oko przybliżony kształt ze złożonego paska papieru. Moje faliste nożyce są zbyt drobne, dlatego brzegi robiłam zwykłymi nożycami, no niezupełnie zwykłymi- zaokrąglonymi, chirurgicznymi. Mój każdy liść jest inny- jak w naturze ;) Skoro opanowałam tę sztukę to te same motywy pojawiać się będą na wszystkich kartkach ;)

Te dwie mają inny kształt, są wąskie i długie, choinki a la patchwork ;) przyklejone na kostkach do 3D, koraliki przesuwają się luźno na sznurku ( moja wersja pomysłu Agnieszki albo Enczy).
















Trzy kartki, które początkowo nie przypominały świątecznych, chyba jednak udało mi, mimo nietypowych kolorów papieru. Choinki 3D, koraliki jak powyżej, przesuwają się na złotej nitce.












I ostatnie, takie szybciutkie, zrobiłam bo spodobał mi się właśnie zakupiony papier do pakowania ;)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Paradoks

Od pewnego czasu coś ciągnie mnie na scrapkowe blogi i fora, nie wiem co to, bo tak naprawdę nie mogę znaleźć miejsca w swoim domu dla takich albumów, notesów, kalendarzy ... zupełnie do mnie nie pasują. Nie mam odpowiedniego miejsca żeby położyć taki notatnik, a obok zasuszony kwiatek, choćby moją lawendę, tak żeby leżał i wzrok przyciągał. W starych regałach nawet ja go nie zauważę, a do torebki nie włożę, już sobie wyobrażam co bym wyjęła ;)
Scrapki nie pasują też do moich synów, bo gdzież słodkie kwiatuszki, błyskotki, kokardki do starych Trabantów, Syrenek, Warszaw Rafała czy wojskowych ubrań i replik broni Macieja.... chociaż ?
Kiedy przypadkiem trafiłam na blog Agnieszki-Anny, a starszy zajrzał mi przez ramię to zapytał, czy czegoś takiego nie dałoby się zrobić na ścianę w jego pokoju, tylko w roli głównej mógłby wystąpić jakiś błotnik np. albo przednia maska ? To dopiero byłby scrap, albo taki w moro :)))) Gdzieś widziałam drobiazgi ze śrubkami i zębatkami :))
Podobają się Wam prace Agnieszki, bo mi bardzo, nie wiem nawet dlaczego? może te zaskakujące zestawienia?

Gdybym tak miała córkę, albo już została babcią to mogłabym pobawić się oprawą zdjęć, spróbować zrobić albumik, a tak ... ani sobie ani chłopakom:(
Zupełnie bez sensu znowu wchodzę na stronę Karoli, Agnieszki,
Mirabeel, Brises to mistrzynie świata scrapbookingu !!!

Kiedy tak się już napatrzyłam to wymyśliłam, że choć z kartkami świątecznymi poeksperymentuję, no ale wyszło jak wyszło. Trochę narzędzi i materiałów miałam, bo do kartek 3D czy haftowanych też były potrzebne, kupiłam kilka papierków, 3 nowe punchery i silikonowe stemple. Nie kupiłam tuszu, bo mi się kolory nie podobały, a teraz już za późno, stemple sobie leżą niewykorzystane. Większość kartek zrobiłam, zostało tylko podoklejać drobiazgi. Czy jestem zadowolona ? T A K !!! czy to jednak scrap - raczej wątpię, ale zabawę miałam przednią :) Jutro pokażę Wam zdjęcia, baterie padły [łapiesięzagłowę].


środa, 9 grudnia 2009

Chyba się trochę polepszyło


Wirusy nas dopadły, najpierw Rafała. Chorował uczciwie, leżał martwym bykiem 4 dni, nie wyrażając nawet chęci zajrzenia do komputera, a to u moich chłopaków najcięższy przejaw
choroby, z temperaturą dochodzącą do 40 st i bólami mięśni. Żadnych tam katarków czy kaszelków, za to z poważnym zamiarem uczestniczenia w ćwiczeniach z matematyki, udało mi się go jednak zatrzymać w domu.

Potem mąż, trochę go początkowo podejrzewałam o symulanctwo, bo typowych objawów nie zauważyłam, a termometr najwięcej wskazywał 37,5 , ale on od kilkunastu lat nie był na urlopie, pracował nawet z zapaleniem płuc i jedyną przerwę zrobił, kiedy karetka odwiozła go do szpitala. Coś więc było na rzeczy, a do tego potworne chrapanie, musiałam opuścić sypialnię na parę nocy.

W końcu i mnie dopadło, dziwne jakieś, stan podgorączkowy tylko przez jeden dzień, ale niemoc taka, że opisać się nie da. Zrobienie herbaty i przetransportowanie jej do pokoju przekraczało moje siły, pociłam się, ręce mi drżały. Gdybym uczciwie na siebie spojrzała z boku to bym cygańską chorobę stwierdziła, poza pierwszym jej objawem, którego nie wymienię...... bo dotyka tylko męską cześć ludzkości, wszystko się zgadza - [....], głowa boli, mam dreszcze i robić się nie chce.
Dobrze, że wcześniej doświadczył tego mąż, bo by mi nie uwierzył. Po paru dniach pojawił się kaszel i teraz już nikt nie powie, że nie choruję;)

Wczoraj odwiedziła mi Madziula i od razy zauważyłam poprawę, nie wiem co miało na to wpływ- towarzystwo Magdy, to co przyniosła czy w końcu wracają siły. W każdym razie dopiero dziś naprawdę cieszyłam się zakupami, tymi jeszcze sprzed choroby i nowymi.

Wspominałam już, że bratowa poprosiła o wyhaftowanie obrazka z okazji narodzin dziecka w zaprzyjaźnionej rodzinie, szybko udało się nam wybrać wzór i to taki, który z chęcią wyszyję, czekałam już tylko na zamówiony len. W końcu dotarłam do sklepiku Marty, kupiłam co chciałam, po drodze skusiłam się na jeszcze parę drobiazgów, następnego dnia dotarły zamówione wcześniej przesyłki, a ja nie miałam ochoty nawet ich oglądać.

Chwalę się zakupami w kolejności ich nabycia.
Belfast i przygotowany schemat na haft, polegując już go zaczęłam, ale ledwo trafiałam igłą w odpowiednie miejsca, postępy więc niewielkie.



Marta obdarowała mnie ślicznym obrazkiem, muszę jednak zaczekać na jego sfotografowanie na dobre światło, bo flesz się odbija w szkle. Stoi już w domu wprowadzając świąteczną atmosferę.

Marta- bardzo dziękuję !!!

Nie chciało mi się w tym roku haftować kartek, kombinowałam więc jak je zrobić szybko i tanio, ale nie wyszło, lenistwo nie popłaca. Moje papierowe zakupy wcale tanie nie były, a jaki będzie efekt jeszcze sama nie wiem. Odwiedziłam kilka scrapkowych blogów, poszperałam w sklepach, wydałam wcale nie mało, a zakupy niewielkie. Co z tego wyjdzie dopiero się przekonam.



I zakupy z sewandso, dzięki Arkadii znowu mogę się cieszyć pięknymi, a niedostępnymi w naszych sklepach nitkami z przeznaczeniem na hafty Laury Perin, których wzory dostałam też od Arkadii- to anioł nie dziewczyna !!! Wczoraj te właśnie zakupy przyniosła mi Magda.



Niestety nie wszystkie nitki z klucza były do kupienia, brakuje kilku metalizowanych, jest za to monocanva 18 ct i dodatkowo parę opakowań koralików. Te wzory będą musiały jeszcze trochę poczekać, tym razem postanowiłam dokończyć przynajmniej zaczęte hafty krzyżykowe, bo różnych prac w trakcie mam już całkiem sporo.

Magda przyniosła swoją SAL-ową choinkę- mówię Wam jest cudna- drobniutkie xxx Rayanem naprawdę robią wrażenie.

I to by było na tyle..... na dziś ;)

poniedziałek, 16 listopada 2009

Jak powiększyłam swój stan posiadania


W czasie kiedy byłam odcięta od świata- w pewnym sensie nadal jestem, bo net działa z
przerwami, a z chwilą pojawienia się sygnału internetowego zniknął telefoniczny :( - spotkały mnie też bardzo przyjemne niespodzianki.

Najpierw zostałam obdarowana cudnym aniołkiem i serduszkiem.



Kto jest ich autorem mogłabym nawet nie pisać, wszyscy wzdychają do prac Jolinki.

Potem, dzień po dniu, listonosz przynosił mi cudne przesyłki, co prawda wcześniej była o nich mowa, ale przez brak łączności nie odebrałam wiadomości, że są w drodze i nie wiedziałam, że to już to. Nawet doręczyciel był zdziwiony moim zdziwieniem :))))

Sporo wcześniej, zauroczona drobiazgami fimo, wyszukałam na babskim osobę zajmującą się tą techniką i zapytałam czy by mi nie ulepiła kilku takich. Zebra wspaniałomyślnie się zgodziła w zamian za świąteczne frywolitki i hardangerowego aniołka. Rozmowy prowadziłyśmy ze 2 miesiące temu, więc kiedy trzymałam sporych rozmiarów kopertę w ręku nie domyśliłam się co jest wewnątrz, adres nadawcy nic mi nie mówił. Po rozpakowaniu ukazało się to




Były tam koraliki i guziki w ksztacie ziarenek kawy, dokładnie takie jak chciałam, szpilki z ozdobnymi główkami- też takie chciałam, choć do końca Zebra trzymała w tajemnicy jak naprawdę będą wyglądać. Kawa i szpilki zabezpieczone na czas podróży na serduszkach.
Pozostałe dwie rzeczy były już dodatkowym prezentem, to filcowy kwiat- cudny !!! i kolorowa rybka- zawieszka z fimo.




Te szpilki z plastrami cytryny są wewnątrz półprzeźroczyste, jak prawdziwe cytryny.
W zamian wysłałam Zebrze to co na zdjęciu poniżej.




Kolejny dzień przyniósł kolejne niespodzianki, też niby o nich wiedziałam, ale nie do końca.
Dzięki uprzejmości
Miry weszłam w posiadanie hardangerowej gazetki z pięknymi świątecznymi wzorami.


A w drugiej kopercie miała być szmatka z lawendowym motywem, tego się spodziewałam po nadawcy. Jolcia obiecała ją zabrać na kołderkowe spotkanie do W-wy, na które nie dojechałam. Jolcia to bardzo solidna osoba, więc choć sprawa nie była pilna, wcale mnie nie zaskoczyła przesyłką. Nie zaskoczyła do momentu jej otwarcia :) Oprócz wspomnianej szmatki była tam jeszcze piękna kolekcja świąteczna z adnotacją, żebym coś fajnego uszyła, ale one tak ładnie wyglądają razem, że boję się zepsuć. No powiedzcie sami czyż nie urocza dekoracja ???




W paczuszce od Jolci znajdowało się jeszcze nieduże metalowe pudełko, a wewnątrz.......




piernikowe serce - specjalnie dla mnie od Bożeny, zajrzyjcie do jej piernikowego świata. Bożena takie serducha przygotowała wszystkim uczestniczkom spotkania, dobrze, że choć się na nie zapisałam ;)

Miałam pewne trudności w zawiadomieniu nadawców o otrzymaniu przesyłek, ale dzięki Taresce i Acie udało się- dziękuję Wam bardzo za pośrednictwo.


Wszystkie te niespodzianki dotarły do mnie tuż przed dość ważną datą, nadawcy nie wiedzieli o tym, więc potraktowałam to jako mały prezent od losu.

Stan posiadania zwiększył mi się jeszcze w innym wymiarze, to chyba mniejszy powód do zadowolenia. Na początku listopada minęło pół wieku odkąd jestem na tym świecie. Ten przełomowy dzień nic jednak nie zmienił, nadal wydaje mi się, że mam 20.... no może 30 lat, tak mi się wydaje dopóki nie spojrzę w lustro. Muszę się bardzo pilnować, bo wiele rzeczy nie przystoi osobie w tym wieku, a mój umysł zupełnie o tym nie pamięta :))))

wtorek, 3 listopada 2009

Żyję, tylko co to za życie....... bez internetu

Zupełnie odcięta od świata i ludzi :((((
Już półtora tygodnia jak nagle zostałam pozbawiona łączności, jak dotąd nikt z firmy reklamującej się ostatnio w tv nie pofatygował się nawet sprawdzić co się dzieje. Dziś powiedziano nam, że to większa awaria systemu. Nie wiem kiedy naprawią.


Tyle będzie do przeczytania.....



poniedziałek, 5 października 2009

O dawaniu i braniu

Będzie raczej sierożno, czego nie lubię, ale czasami człowiek musi.

Temat ten przewija się w moim życiu dość często, jak pewnie u wielu z nas. Dziś do pisania skłoniły mnie słowa Tereni "Woreczki się chłopcom spodobały, bo oni przecudnie potrafią się cieszyć ze wszystkiego :) " z jej albumu na multiply.
Przypomniały mi się dwie sytuacje sprzed lat. Do ubiegłego roku należałam do aktywnych rodziców i działałam w trójce klasowej, najczęściej to tylko ja w tej trójce coś robiłam, ale nie narzekam, bo sama chciałam. Kiedy chłopcy chodzili do młodszych klas podstawówki najgorzej było z wymyślaniem prezentów mikołajkowych. Rodzice oczekiwali nie wiadomo czego za kilka groszy, nie wszyscy oczywiście, ale wystarczyło jedno- dwoje niezadowolonych i na zebraniu robiło się nieciekawie. Pamiętam szczególnie jedną mamę. Po paru latach biegania, kupowania, pakowania zaproponowałam żeby dzieci ciągały już losy, wtedy odpowiada się tylko za swój prezent. Ta pani skutecznie jednak torpedowała takie rozwiązanie tłumacząc, że ( cytuję z pamięci) :
- Człowiek się wykosztuje, a moje dzieci zawsze dostaną jakieś gó..no.

Tak mnie to zainteresowało, że zaczęłam bacznie się przyglądać co i kiedy jej córka dostała. Książeczka na koniec roku ( w klasach I-III dostawali wszyscy) nieciekawa, prezent na Mikołajki wylądował w koszu albo córka się rozpłakała, starszy syn też wiecznie dostawał jakiś szajs. Zaproponowałam żeby weszła do trójki klasowej i sama uczestniczyła w przygotowywaniu paczek- nie miała czasu, bo przecież ma chore dzieci.
W klasie były różne dzieci ( klasa integracyjna) z zasobniejszych i biedniejszych domów, wiedziałam o niektórych problemach, bo pośredniczyłam w opłacaniu np. basenu przez pewnego tatusia ( chciał pozostać anonimowy) innemu dziecku, rozmawiałam o tym z wychowawczyniami. Były co prawda bardzo powściągliwe, ale coś tam do mnie dotarło. W domu wiecznie niezadowolonej mamy wcale nie było tak zasobnie, a przy tym dwoje dzieci z poważnymi problemami.

Trudno było nie zauważyć jak moi synowie reagowali na wszelkie prezenty czy nagrody na koniec roku, zawsze uśmiechnięci, szczęśliwi. Zdarzyło się, że książki jakie otrzymali już były w domu, ważna jednak była dedykacja. Pamiętam też, że Rafał dostał kiedyś od kolegi przybornik na biurko taki sam jaki już miał- kolor trochę inny- wcale nie był rozczarowany, ucieszył się i stwierdził, że ten będzie dla Maćka, dwa jednakowe będą fajnie wyglądać w jednym pokoju.
Moi chłopcy nie dostawali wszystkiego czego zapragnęli, ale zabawek mieli sporo, a szczególnie klocków Lego i samochodzików, do dziś je mają, bo jakoś nie ulegały destrukcji. Do dziś też cieszą się z każdego drobiazgu, choć potrzeby i gusta bardzo się zmieniły.

Podejrzewam, że córka niezadowolonej mamy reagowała tak jak mamusia chciała, to raczej ona była niezadowolona i to ona nie nauczyła dzieci cieszyć się życiem.

A teraz zupełnie inna historia.
Wtedy jeszcze mieszkałam sama, nie miałam rodziny. Wróciłam od rodziców jak zwykle obładowana wszelkimi dobrami, a był to sezon truskawkowy, więc mama nie zważając na moje protesty zapakowała dodatkowy koszyczek tych owoców. Powiedziałam mamie, że zaniosę go Ewie. Ewa była moją koleżanką z liceum, której dziadek kupił mieszkanie niedaleko mego, spotkałyśmy się przypadkiem po paru latach. Wyszła za mąż za naszego kolegę- bardziej jej niż mego, ale się znaliśmy- oboje od dawna nie żyją, to bardzo dramatyczna, ale całkiem inna historia.Wtedy byli szczęśliwą rodziną i mieli uroczą córeczkę.
Zaniosłam do nich ten dodatkowy koszyczek świeżutkich truskawek, a Ewa jak to Ewa, wzbraniała się przed jego przyjęciem, w akcie desperacji powiedziałam, że nie dam rady zjeść wszystkiego i się zmarnują. Minęło sporo czasu i przy okazji jakiejś rozmowy Ewa opowiedziała jak to inna nasza wspólna znajoma przyniosła jej coś tam, bo nie chciała wyrzucać do kosza. Nawet nie wiecie jak ja się poczułam, bo niby szkoda mi było tych truskawek wyrzucić to już lepiej niech ktoś zje. Tak to wyglądało w jej oczach. Od tamtej pory pilnuję się bardzo, aby nie mówić nigdy w podobnym stylu.
Często jednak dzielimy się z innym tym czego mamy nadmiar, czy tylko dlatego, że szkoda nam żeby się zmarnowało?

Uwielbiam robić prezenty, moi synowie też, ta atmosfera tajemnych knować, narad, potem ukrywania, nie wiem czy nie fajniejsza od momentu kiedy sami otrzymujemy, bo nigdy nie wiadomo, co się kryje pod opakowaniem, może trzeba udawać zadowolenie ;) Mąż ma swoje sprawdzone sposoby, zakupy w ostatniej chwili, bywało, że w Wigilię rano. Złość na złe zaopatrzenie i tłumy ludzi. Ostatecznie to co musi cieszyć wszystkich i zawsze - czekoladki i koperta :))))

Dopisano chwilę później

Nie chciałam napisać, że jeśli ktoś ma mniej to powinien cieszyć się z czegokolwiek, z samego faktu, że ktoś coś mu daje- absolutnie nie to miałam na myśli, bo tak nie uważam. Kiedyś podobne wypowiedzi pojawiły się na kołderkach , dzieci obdarowane już z samego faktu obdarowania powinny być szczęśliwe, po co cały ten cyrk z jakością haftu i szycia, a już szczególnie zbędne jest wybieranie tematyki. Mam inne zdanie, każdy ma takie samo prawo do rzeczy najlepszych, najsmaczniejszych i najładniejszych, do ich samodzielnego wyboru, niestety życie.....

sobota, 3 października 2009

Pierwsze gwiazdki

Podoba mi się Renulkowy pomysł wspólnego frywolitkowania, ale mam na czółenkach już dwie serwetki i trzeciej nie zacznę, dopóki nie zrobię w nich ostatniego supełka. Zabawa Renulkowa jest jednak bardzo ciekawa, bo nawet sama mistrzyni nie wie jaki będzie końcowy efekt. Projekt powstaje na bieżąco, z każdym następnym okrążeniem. Renulek wyjaśnia też jak samemu stworzyć własny wzór. Każdy znajdzie tam coś dla siebie- początkujący prosty wzór z instrukcjami, bardziej zaawansowani nowy schemat, a jest też zapowiedź kolejnej.
Nie ma co prawda przeciwwskazań, żeby zacząć tę serwetkę w dowolnym czasie, ale wspólne supłanie to większa frajda. Obiecałam zrobić kilka małych gwiazdek świątecznych, dlatego wykorzystałam środek Renulkowej serwetki. To taka namiastka tego projektu :)))




Chyba jednak będzie za duża, powstała więc jeszcze jedna, tylko z dwóch okrążeń, ale z dodatkowymi pikotkami. Na zdjęciu z inną, sprzed kilku dni, a służącą za wzornik wielkości, z ciągle dyndającymi nitkami. Supłam z Aidy nr 20.

sobota, 26 września 2009

Cukinia faszerowana


Pisałam już, że bardzo lubię cukinię młodą, nie przerośniętą. Najczęściej robię panierowaną do schaboszczaka, ale najulubieńsza to faszerowana. Rodzina zjada tę potrawę, bardzo zachwycona jednak nie jest, dlatego nie przygotowuję jej za często. W ogóle kombinacje mięsno- warzywne znajdują się na mojej top liście, doskonale smakują, ich przygotowanie zazwyczaj nie jest bardzo pracochłonne i mogą zastąpić obiad kilkudaniowy, a odgrzewane są jeszcze smaczniejsze :)
Tegoroczna jesień sprzyja cukinii, nawet jakby bardziej niż lato. Udało mi się wyhodować dwie prawie jednakowe i w jednym czasie, więc dziś na obiad serwowałam swoje ulubione danie.





Jak ją przyrządzam:

- cukinię przecinam wzdłuż na pół;
- łyżką wybieram gniazdo nasienne, powstaje taka łódeczka;
- napełniam wydrążone cukinie farszem.

Farsz- na dwie nieduże cukinie :

- ok. 30 dkg dobrego mięsa mielonego ( jeśli weźmiemy więcej to żaden problem, zostanie na pyszne kotlety), ja przygotowuję z wieprzowiny, ale drobiowe też może być;
- jedna cebula pokrojona w kosteczkę i zeszklona na łyżce masła;
- posiekany koperek;
- 1-2 jajka;
- sól, pieprz;
- odrobina bułki tartej.

Wszystkie składniki dokładnie wyrobić, uformować wałeczki i umieścić w wydrążonych połówkach cukinii. Faszerowane cukinie ułożyć w brytfannie lub podłużnym naczyniu żaroodpornym, podlać ok. 1 szklanką sosu, tak żeby warzywa były zanurzone tylko do połowy.
Sos przygotowujemy wcześniej sami ewentualnie możemy skorzystać z gotowych, z torebki, najbardziej odpowiedni to pomidorowy lub grzybowy, ale wydaje mi się, że koperkowy też byłby ok. Przykrywamy i umieszczamy w piekarniku, nie wiem na jak długo, bo ja nigdy niczego nie piekę na czas tylko na oko. Cukinia dość szybko staje się miękka, a mięso mielone nie potrzebuje długiego pieczenia.

środa, 23 września 2009

W sprawie technicznej

Chciałam zapytać jak Wam przegląda się blogi, mój i inne.

Irenka pisała, że nie widzi u mnie tekstu, czy tylko ona, czy ktoś jeszcze ma ten problem, choć jeśli ten ktoś nie zobaczy wpisu to mi nie odpowie ;) Może są inne problemy z moim blogiem. Może Irenki komputer nie widzi mojej czcionki ?

Piszę to, bo z blogiem Lilki miałam kłopoty, a słyszałam też o dziewczynie, którą zablokowano z powodu niezawinionej przez nią 'aktywności' strony skąd pobrała licznik czy zegar.
Z jednej strony chciałabym umieszczać tu różne gadżety, ozdabiać bloga, bawić jego wyglądem i sprawdzać własne możliwości, ale ważniejsze jest, żeby dało się go czytać i oglądać bez przeszkód.

W przypadku Lilki było tak, że przez sekundę po wejściu strona się przewijała, zaraz jednak pojawiała się klepsydra i wszystko się potwornie żółwiło. Wiele czasu zajmowało mi przeczytanie całości, w trakcie pisania komentarza literki pojawiały się dopiero po pewnym czasie, zdarzało mi się napisać je kilka razy, bo myślałam, że nie nacisnęłam klawisza, a potem miałam takie Baden- Baden ;) Były kłopoty z zamknięciem bloga i wszystkiego innego, co jednocześnie miałam otwarte, czasami musiałam korzystać z Ctrl+Alt+ Delete i rozpocząć buszowanie w necie od początku.
Lilka usunęła licznik i pokaz slajdów i pomogło !!! Podejrzewam licznik, szkoda tych slajdów :(
Takich blogów jest więcej, ale nie na wszystkich mi zależy.

Gdyby udało nam się namierzyć w miarę bezpieczne gadżety, bo my przecież, jak to dziewczyny, kochamy różne ozdobniki :))) a każda chce się umeblować po swojemu i gdzieś wrzucić namiary.

Z niecierpliwością czekam na opinie.

czwartek, 17 września 2009

Ach, jak się słodko zrobiło

Kolejne cukiereczki rozdają, już nie pamiętam gdzie się zapisałam, ale jak można się oprzeć, kiedy takie słodkości proponuje

Ata





wtorek, 15 września 2009

Jesienne candy


Jakie piękne!!!
Agato.Art
Trafiłam tam za Atą, może ktoś jeszcze się skusi, choć nie powinnam namawiać, bo szanse na szczęście będą mniejsze ;)

Koroneczka pieniądze rozdaje

jak bardzo trafnie napisała Terenia:))))

Wystarczy zajrzeć na blog Koroneczki i zapoznać się z zasadami, a można stać się posiadaczem bonu na zakupy w koroneczkowym sklepiku

sobota, 12 września 2009

Jak montowałam przegródki

Dałoby się to określić jednym słowem solidnie, nawet bardzo solidnie;)
Przyjrzałam się różnym innym pudłom i rzeczywiście moje są prawie pancerne. Na usprawiedliwienie dodam, że konstruowałam je z cieńszej tektury, ale gdybym robiła to raz jeszcze to...... jednak tak samo. Jedynie te okładziny przegródek dałabym z cieńszej.

Jeszcze jedno usprawiedliwienie, dopiero segregując zdjęcia zorientowałam się, że zaczęłam sesję z jedną przegródką, a kończyłam z dwiema ( w międzyczasie wyładowane baterie), ale mam nadzieję, że nie będzie to żadną przeszkodą w zrozumieniu.

Wyznaczyłam miejsce na ściankę dzielącą rysując, jeszcze na niesklejonej podstawie, linię jej przebiegu i wycięłam odpowiedniej wielkości kartonik. Po oklejeniu pudła na zewnątrz, przymierzyłam ściankę/ ścianki raz jeszcze, a następnie okleiłam jej górną krawędź tkaniną( zdj.2). Przymocowałam przegródkę z każdej strony kawałkiem materiału do ścian bocznych( zdj. 2). W tym wypadku popełniłam błąd, ta tkanina jest za gruba, drugie pudło podklejałam już cieńszą.

Zdj. 1 i 2











Przygotowałam okleiny ścianek bocznych, na dwóch narysowałam linie, gdzie należy wyciąć szczeliny, w które wsuniemy przegródkę i wycięłam je. Kilkakrotnie sprawdzałam czy oba kartoniki pasują.

Zdj. 3 i 4










Następnie na ścianki boczne przykleiłam tkaninę, jak na zdjęciu 5 i nożyczkami zrobiłam nacięcie wzdłuż szczeliny.

Zdj.5


Naniosłam klej na tę ściankę i przymocowałam ją we właściwym miejscu. Cienkim narzędziem, ja wykorzystuję igiełkowe do pergamano, upchałam nadmiar tkaniny w szczelinie- zdj. 6. Trochę niewyraźne to zdjęcie, ale robiłam je lewą ręką, a tą jedynie widelcem posługuję się sprawnie ;)
I gotowe !

Zdj. 6 i 7










Dalej to już wiecie, pooklejać wszystko wg. planu.
Zbliżenia na wykończenia ścianek bocznych z przegródkami.

Zdj. 8 i 9












Myślałam też żeby przegroda składała się tylko z jednego kawałka tektury, bez tych bocznych okładzin. Tkaninę wtedy należałoby nakleić z obu stron, jeden kawałek !!! zostawiając paski do zamocowania na dnie pudła, wtedy nie przyklejałoby się tych kawałków materiału na ściankach bocznych. Wczoraj przypadkiem znalazłam taki instruktaż użyto tam jednak papieru, a nie tkaniny, więc nie było potrzeby maskowania i zabezpieczania brzegów.

Jeszcze moje zielone pudło z krzyżującymi się przegrodami. Niestety będzie tylko opis.

Zdj. 10 i 11











Na kartonikach po wycięciu, narysowałam linie gdzie będą na siebie nachodzić i wycięłam szczeliny, to chyba znacie, w jednych wycinamy od góry w drugich od dołu. Dokładnie je przymierzałam i ustawiałam- zdj.11, a potem :

1. Rozłożyłam ponumerowane elementy.
2. Okleiłam górne krawędzie każdej tekturki jak na zdjęciu nr 2, rozcinając tkaninę w szczelinach jak na zdj. 5.
3. Złożyłam przegrodę zgodnie z oznaczeniem.
4. Podkleiłam każdy narożnik ( te krzyżujące się ze sobą) kawałkiem tkaniny- tak jak przy montażu szkieletu pudła.
5. Do ustawienia kątów prostych, przy klejeniu, użyłam drewnianych klocków ( jak dobrze, że chłopcy ich jeszcze nie wyrzucili ).
6. Umieściłam przegrodę wewnątrz pudła i umocowałam do ścian bocznych za pomocą pasków tkaniny- też jak na zdj. nr 2.
7. Okładziny ścian bocznych przygotowałam i przykleiłam jak na zdj. 3, 4, 5 i 6.
8. Wykończenie jak powyżej, tylko więcej było tych kawałków do zmierzenia, wycięcia, oklejenia tkaniną, przyklejenia, przyciśnięcia.

Moja metoda jest bardzo pracochłonna, każdej jej uproszczenie jest dozwolone :))) ale muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z efektu, to wyszło mi naprawdę ładnie i solidnie ( jak widać skromność nie zawsze jest moją zaletą).

Widziałam też przegrody ruchome, nie przymocowane do ścian bocznych, Lucille podrzuciła mi np. takie zdjęcie wykończyłabym je jednak raczej papierem, zawijając go na krawędzi dolnej, bo karton jest na tyle gruby, że tam można zakończyć klejenie.


Dopisano ok godz.12,oo naszego czasu :)

W związku z pytaniem Lilki dlaczego przegródki doklejałam paskami tkaniny a nie papieru, odpowiadam.
Dlatego, żeby w razie niedokładnego przyklejenia ścianek wewnętrznych, na ich styku, nie było widać papieru. Materiał zleje się z tłem. Z tego też powodu zostawiam niedoklejone paski na tych wszystkich okładzinach ścian na dole i potem je przyklejam do dna. Zdjęcie i stosowna notka była w tym temacie.
Podaję jeszcze linka do blogu Silvii, tam najpierw oklejano tekturki, a dopiero potem je składano w całość, bo konstrukcja nie miała prostych ścian, które dałoby się okleić na zewnątrz jednym kawałkiem materiału (bez względu czy miałaby to być tkanina czy papier). Wewnętrzne narożniki sklejono tym samym czym oklejano pojemnik w środku z powodu j.w. :)


piątek, 11 września 2009

Kartonowa wieża


Jeszcze w trakcie montowania zielonego pudła znalazłam w szmateksie okrągły obrus w pięknym niebieskim kolorze o ciekawym splocie, na sąsiednim stosie leżała koszula , trochę sprana, ale bardzo pasująca do obrusa- jasnoniebieska w brązowe kwiaty. Już tam, zanim zapłaciłam, dokładnie wiedziałam co powstanie. Czasami w praktyce nasze plany ulegają korektom, ale nie tym razem, tu poszło wszystko zgodnie z tym, co ujrzałam oczami wyobraźni w ciasnym, zawalonym szmatami pomieszczeniu ;)

Haft znany już z kartki dostosowałam do potrzeb, zmieniłam muliny na inne niebieskie i wyszywałam na brązowej Luganie. Po oklejeniu pomyślałam, że w ten sposób można samemu oprawiać nieduże, sezonowe hafty czy fotki, daje to tyle możliwości. Ramki da się ozdabiać w przeróżny sposób, naklejając gadżety pasujące do haftu, wyszywając je czy co tam nam przyjdzie do głowy. Będzie to oryginalny i zupełnie inny od typowych, tylko nasz, obrazek.













Nie będę ukrywać, że pomysł jest całkowicie odgapiony z blogu Silvii ( która jest moją idolką w kartonażu) zaczynając od kształtu na uchwycie do wieczka skończywszy :)













Pudło dostosowałam jednak do moich potrzeb, wymyśliłam ( głowy nie dam czy nikt inny wcześniej na to już nie wpadł) jak zabezpieczyć kolejne piętra przed przesuwaniem się.
Moja wieża jest dwukondygnacyjna, w każdej chwili mogę dodać kolejne piętro, byle materiałów starczyło, na razie zostanie taka jaka jest.



W środku prezentuje się tak.












Na drugim zdjęciu widać grube dno niższego pudła, jest ono z każdej strony pomniejszone o 0,5 cm , co powoduje, że zagłębia się w pierwszym i nie spadnie tak samo z siebie z pierwszego. W ten sam sposób wykonałam pokrywę. Zastanawiałam się czy dolne też nie powinno mieć takiego wcięcia w spodzie, można byłoby je dowolnie zmieniać- góra do dołu lub dół do góry- jak w " Czterdziestolatku " :)))) , ale postawiłam na solidną podstawę.

Kartonowa wieża od samego początku miała swoje przeznaczenie, oto co będę w niej przechowywać. Dorobię tylko jeszcze trochę średnich bobinek w odpowiednim kolorze, ale to w międzyczasie.













Piękny niebieski obrus okazał się bardzo niewdzięczny, najpierw trzeba było odpowiednio go przyciąć, żeby oklejać zgodnie z przebiegiem wątku i osnowy, a nie po skosie. Później wyszły jeszcze inne jego wady, ma jakieś sztuczne dodatki, które uniemożliwiają cięcie nożem krążkowym, robiłam tylko ślad i wycinałam nożyczkami. Zostawia też paskudne klaki na macie do cięcia, jak ocieplina. Czego jednak baba nie zrobi jak się uprze :))))

Muszę koniecznie napisać, że pojawiła się jeszcze jedna zwolenniczka kartonażu, znana mi osobiście młoda osoba o niezwykle utalentowanych rączkach, miałam okazję widzieć kilka jej prac. Właśnie prezentuje swój pierwszy kartonażowy segregator a jak pisze, ma być tego więcej, chyba będzie czym się inspirować.


poniedziałek, 7 września 2009

Landrynkowe bobinki


Nagle przyszedł mi do głowy taki pomysł, a że dysponowałam wolną godzinką, to natychmiast go zrealizowałam.



Nie każda tkanina tak samo łatwo poddaje się zaginaniu na łukach, te pierwsze, brązowe wyglądają najlepiej, ale w miarę użytkowania drobne niedociągnięcia staną się niewidoczne.

Po raz pierwszy miałam szczęście w losowaniu, ale nie candy, tylko w naszym osiedlowym sklepie. Kilka dni temu przy kasie zaproponowano mi wpisanie nr telefonu na odwrocie paragonu, bo każdy kto zrobił zakupy na określoną kwotę miał szansę na mały upominek. Szczerze się zdziwiłam, kiedy wieczorem zadzwoniła kierowniczka, żebym zgłosiła się po nagrodę.
Rano odebrałam małą lodówkę turystyczną, niby nic, ale jakoś tak jaśniej świeciło słońce tego dnia, chyba nawet słońca nie było, ale jakby świeciło ;) Lodóweczka jest w równie landrynkowym seledynowym kolorze jak jedna z bobinek.

środa, 2 września 2009

Miłe wyróżnienie


przyznała mi Jolinka
Od wczoraj zastanawiałam się komu je przekazać i ....... nic nie wymyśliłam, nie dlatego, że nie znam blogów na nie zasługujących, wręcz przeciwnie - wszystkie są milutkie i śliczne.
Postawiłam więc, że każdy kto przeczyta ten wpis zostanie przeze mnie wyróżniony.



Dorzucam jeszcze wirtualne serce, wypełnione strzępami ocieplacza i suszoną lawendą. W realu podarowałam je Mamie, jest bardzo, bardzo zainspirowane Jolinkowymi.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...