Dynie.
Nie wiem co mają w sobie takiego, ale patrząc na nie zawsze się uśmiecham. Od paru ostatnich lat nie sadzę ich w swoim ogrodzie, bo prawie nic nie sadzę, ale hodowałam je z wielką przyjemnością i kiedyś do tego wrócę. Zawsze jesienią staram się mieć je w domu.
Tegoroczne pochodzą z pobliskiego ryneczku, a ta poniżej była długo wyszukiwana w ogrodzie mamy, pozostałe nie mieściły się w bagażniku. Ta była jedyna, która dała się tam zapakować, pewnie dlatego, że rosła w cieniu, na uboczu i jeszcze nie dorosła;)
Nad zlewem w kuchni mam jeszcze jedną, trochę osładza mi poremontowy krajobraz za oknem.
Nie zapisałam się do Klubu Zadyniowanych, ale jestem ich fanką, jeśli chcecie nacieszyć oczy zajrzyjcie tutaj:
mhhhh fajnie że piszesz :)
OdpowiedzUsuńKocham te dyńki najbardziej za to, że poprawiają Ci humor! :)
OdpowiedzUsuńKrysiu wspaniała kolekcja dyń i jakie zakręcone. Fajnie wymyśliłaś wieszając na oknie.
OdpowiedzUsuńDynie są pyszne i faktycznie jakoś rozświetlają te krótkie, jesienne dni... I cieszę się również, że znów piszesz :)
OdpowiedzUsuńLubie dynie za ich... dyniowatość :-)
OdpowiedzUsuńA ile to monstrum waży? Bo rozmiar ma słuszny :-D
Krzysia! Dynie są fajne ale... najbardziej mnie cieszy, że jesteś! :))) Ściskam mocno :)
OdpowiedzUsuńŚmieszna ta na klamce :)
OdpowiedzUsuńPiekniście :-)
OdpowiedzUsuńNie wiem, gdzie to napisać, więc piszę tu. Od dłuższego czasu podglądałam Twoje hardangerowe blogi i ten haft kusił mnie coraz bardziej. W końcu spróbowałam swoich sił i Twoje podpowiedzi naprawdę mi pomagają :). Jestem w trakcie robienia mojej pierwszej pracy, ale już wiem, że na pewno nie ostatniej. Miło wiedzieć, że mieszkasz w Białymstoku. Może i ja kiedyś załapię się na jakieś spotkanie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za kopalnię informacji.
Ola z Bielska Podl.
ja też jestem dyniomaniakiem, al jeszcze parę lat temu dynia mogła dla mnie nie istnieć :D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że istnieje klub zadyniowanych :P
OdpowiedzUsuńJeśli sama te cudeńka wyhodowałaś, to naprawdę wielki szacun!