sobota, 13 sierpnia 2011

Domowy front


    Napisałam post tydzień temu, ale coś mi go zeżarło przed opublikowaniem :( a drugi raz pisać już nie miałam kiedy. Może to i dobrze, bo wpis taki jak część domu, ciemny i ponury. Dziś jest zdecydowanie lepiej.
   Powoli oswajam nową sytuację, już nie gubię się w blokowej kuchni, w miarę zapanowałam nad przedmiotami w naszej nowej, tymczasowej sypialni, mniej biegam po schodach. Ciągle jeszcze zdarza się, że  aby coś ugotować, albo przeprać trzeba z bloku przejść się do domku i z powrotem, jednak coraz rzadziej. Poprzednie dwa tygodnie spędziłam praktycznie na schodach i odczuwałam to każdym mięśniem i każdą kosteczką.

  W domu najgorzej wyglądała podłoga, a właściwie to co było pod nią- piach, no i zapach starego domu. Tego zapachu nigdy wcześniej u nas nie było, pojawił się dopiero po zerwaniu tapet i obić belek oraz podłogi. Intensywne wietrzenie utrudniają komary, dotąd nie było ich aż tyle jak w ostatnich tygodniach. W części gdzie nie ma remontu porozkładałam lawendę i inne woreczki zapachowe, choć nie lubię sztucznych aromatów to czuję się zdecydowanie lepiej, ja się czuję, bo moi faceci twierdzą, że przesadzam z tym smrodem ;)

  Wczoraj mąż z synami wylał pierwszą warstwę betonu pod przyszłą podłogę, zaczyna wyglądać lepiej. Poinformował mnie też, że będę miała płytki ceramiczne w części kuchennej, bo tak mu wyszło z obliczeń, a wcześniej planował deski na całej powierzchni. Uwielbiam drewnianą podłogę, ale w kuchni chciałam mieć coś trwalszego, może jeszcze uda mi się namówić męża na płytki w korytarzu :)

  Jest jednak jedna trudna sprawa, mam nadzieję, że rozwód nas ominie, bo w wielu kwestiach nie możemy się dogadać. W wielu sytuacjach ustępuję, wielu dyskusji nawet nie podejmuję, ale są takie, których nie odpuszczę i wtedy dochodzi do scen gorszących ;)))  
  Przyjęłam nową taktykę, kłócę się, krzyczę, a za chwilę z uśmiechem podaję obiad i napomykam, że mimo wszystko zdania nie zmieniłam i po moim trupie... Zobaczymy czy trup słać się będzie gęsto i po czyjej stronie. Jedno wywalczyłam, górę szpachlować i gipsować będzie brat mojej bratowej, a nie kolejny męża kolega z piaskownicy, któremu od rana trzeba kupować piwo i nie wolno zwracać uwagi na niedociągnięcia.


9 komentarzy:

  1. Głowa do góry - cudnie będzie po remoncie. A o swoje walcz dzielnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzysiu, jakby co, to krzycz, że jestem po Twojej stronie! Sama też nie cierpię majstrów napędzanych piwem! Grrrrrrrrrrrr! Właśnie zaczynam tyci, tyci remoncik w mojej pracowni i też mam problem z tym "napędem". ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzysiu a ja takie decyzje muszę podejmować sama i nie jest też lekko. Czasem to chyba bym wolała się z kimś pokłócić, a tak ciążą mi te decyzje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzysieńko my tu z Grabiny dzielnie trzymamy za Ciebie kciuki. Aż nie ma kiedy tego piwa wypić ;)
    Myśl pozytywnie: Będzie Pięknie, Będzie Pięknie, Będzie Pięknie, Będzie Pięknie.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Krzysia, będzie pięknie :) Warto teraz powalczyć żeby potem się zachwycać - trzymam kciuki żeby i rozwód i trupy (czy też trupki jak mówi moje dziecko na swoje ludziki lego w kształcie szkieletów:D) omijały Cię szerokim łukiem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Krzysia, pokaż co tam już u Ciebie zrobione!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jolcia dobrze gada - pokazuj, bo ciekawość okrutna mnie bierze :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Krzysiu i jak tam?
    Żyjesz? A jak remont? Już po?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...