poniedziałek, 20 lipca 2009
Lawendowo
Moja tegoroczna lawenda kwitła obficie , ale dość późno, a kwiaty były raczej wątłe. Wykorzystałam jednak każdy nawet najdrobniejszy.
Tuż obok lawendowego zagonka posadziłam cukinię, bo bardzo lubię faszerowaną mięsem, w sprzedaży jest zazwyczaj stara i przerośnięta. Ciągle się dziwię dlaczego nawet moja bratowa, choć cukinii u niej zatrzęsienie, zrywa kiedy ta osiągnie monstrualne rozmiary, a taka młodziutka jest pyszna nawet na surowo. Wiele razy z nią o tym rozmawiałam, ale jakoś bez rezultatu i tak nie są w stanie zjeść wszystkiego, część się wyrzuca.
Przypomniała mi się moja babcia. Zawsze krzyczała ( no z tym krzyczała to przesadziłam, babcia nigdy nie podnosiła na nas głosu) kiedy objadałam się małymi ogórkami prosto z krzaczka. Bała się, że zabraknie do zakiszenia na zimę, a potem leżały takie dorodne nasienniki, żółte, olbrzymie i nikomu niepotrzebne. Babcia nie kupowała nasion, suszyła z tych ogórków sama, ale i tak zostawało mnóstwo niezjedzonych i nieprzetworzonych warzyw, a babci nie dało się wytłumaczyć, że młode ogóreczki są najlepsze do słoików i pochrupania. Mama i bratowa już nie hodują olbrzymów, przetwarzają malutkie, a ogórków jakoś wszystkim wystarcza, tylko z tą cukinią zachowują się całkiem jak babcia :)
U mnie cukinia wyrosła jak dotąd tylko jedna- trochę ją ślimaki objadły, ma takie piękne i duże kwiaty, szkoda że to kwiaty jednego poranka.
Miało być lawendowo, ale kiedy przypomniałam o babci i ogórkach to jeszcze i o marchewce. Jak ja lubię taką malutką jak mysie ogonki, świeżo wyciągniętą z zagonka, ledwo opłukaną. Nawet teraz jak odwiedzam rodzinny dom to biegnę do warzywniaka po młodziutką marchewkę i malutkie ogórki. Bratowa te moje odwiedziny między grządkami traktuje jak inspekcję :)))) a ja naprawdę wolę warzywniakiem się pozachwycać niż jej pięknymi kwiatami.
Teraz to już tylko o lawendzie;)
Zbierałam ją systematycznie, w miarę jak rozkwitała, cześć suszyłam w pęczkach, cześć w formie pałeczek/szyszeczek, które można powiesić w szafie lub w miejscu gdzie jest ruch powietrza, wtedy jej zapach rozchodzi się po całym domu. Takie lawendowe plecionki widziałam parę lat temu u Mirki, dostałam też od niej instrukcję, ale się nie składało. W tym roku uplotłam kilka, jeszcze trochę nieporadne, ale jak pachną.
Zaletą takich szyszek jest to, że kwiaty nie obsypują się w trakcie suszenia, są zamknięte wewnątrz.
Bywając tu i tam, podejrzałam co inni przygotowali lawendowego i zaplanowałam jeszcze parę drobiazgów, zaczęłam od haftów.
Lawenda się suszy, mam więc czas na ich zagospodarowanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tak tak ja juz widziałam część tych lawendowych drobiazgów - to kolejna zaleta mieszkania blisko Krysi :). Bo masz Krysiu takie niesamowite pomysły i wyszukujesz super inspiracje i potem je robisz po swojemu :) i czasami mi się coś dostanie - super!!
OdpowiedzUsuńKrzysiu! Te szyszki są wspaniałe!
OdpowiedzUsuńPierwszą taką zobaczyłam u Madziuli na blogu i wyobrażam sobie, jak cudnie pachnie :-)
Śliczne te Twoje lawendy. Prawdziwe i haftowane. :)
OdpowiedzUsuńLawendę lubię od zawsze. Za wygląd i zapach. Chyba czas najwyższy zrobić takie woreczki dla siebie, bo prawdziwą lawendę zwykle co roku mam na balkonie i lubię rozcierać listki i nasiona w dłoniach dla tego jej cudnego aromatu.
OdpowiedzUsuńKrzysiu, te lawendowe koszyczki są super! Bardzo fajny pomysł :) Przechodząc dzisiaj obok ogródka przy bloku i widząc lawendę myślałam o tych Twoich szyszkach :)
OdpowiedzUsuńA cukinię i ogóreczki też uwielbiam, gdy są takie niewielkie :)