czwartek, 29 września 2011

Żeby nie zwariować


  Nieczęsto, ale jednak odwiedzam obserwowane blogi i trochę mi żal, że nie mam możliwości porobótkować tak na 100%.     

  Powstaje tyle pięknych rzeczy, zarażacie się nawzajem nowymi pomysłami, tęsknię za tym :(  Żeby całkiem nie wypaść z gry i nie zwariować, coś tam dłubię. Powyciągałam z pudeł zaczęte prace, poukładałam je w różnych zakamarkach obu domków i w wolnej chwili udaję, że robótkuję. Udaję, bo czasami udaje mi się zrobić dosłownie tylko  kilka ściegów, ale dobre i tyle.

  Właśnie teraz, kiedy jestem ograniczona miejscem i czasem, pojawiło się kilka ciekawych, papierowych zamówień. Staram się je zrealizować. Te powstały tuż przed armagedonem w domu, nie zdążyłam jednak ich pokazać. 














  Kartka na chrzest dziewczynki o niezwykłym imieniu Lia.


  Kartka wzorowana na wielu podobnych, trudno by mi było wskazać pomysłodawcę.



  Pudełko z okazji narodzin chłopca kleiłam bardzo długo. Powstało pod wpływem mojej sąsiadki, która w tym wypadku była bardzo zrzędliwa i nieustępliwa  oraz pudła ślubnego wykonanego dla mojej siostry. Tamto pudło  z braku innych papierków miało takie dziecięce kolory i ciągle kołatał mi się w głowie pomysł na zrobienie czegoś w tym stylu. 













  
  Te elementy zrobiłam prawie jednocześnie z kartką na chrzest, długo jednak czekały aż poskładałam je w całość.


  Wszystkie wzory ( poza wózkiem) zrobiłam własnoręcznie, pooglądałam sobie wcześniej różne szkice w sieci i narysowałam szablony, klocki to papierowa wersja patchworkowych attic window ;)



  Pudełeczko nie ma jeszcze właściciela, imię Jasiek jest przypadkowe i można je w każdej chwili zmienić na inne lub inny napis, w planach jest pudełeczko Małgosia.


poniedziałek, 26 września 2011

Na chwilkę...


 Minął miesiąc od ostatniego wpisu, więc choć dwa słowa.

  Jakoś sobie radzę, były chwile kryzysu, takie fizyczne zmęczenie, kiedy wydawało się, że już nie wstanę, nie zrobię ani kroku. Przychodziło to nie w momencie najcięższych prac, ale już po. Moi panowie zajmowali się poważnymi sprawami, a ja drobnicą, czyli musiałam opróżnić wszystkie szafy, szafki, zakamarki, popakować to wszystko, znaleźć tymczasowe miejsce, a oni meble i pudła przenosili w 5 minut i wołali szybciej, szybciej. Lżejsze pudła nosiłam sama, a potem musiałam część rozpakować, poprać, poukładać i chyba to tempo mnie wykończyło. Jednego dnia weszłam i zeszłam na 2 piętro ok.30 razy. Na szczęście mama i ciocia Leosia miały kilka dni wolnego i mogłam zająć się tylko swoimi sprawami.
  Teraz jestem w znacznie lepszej kondycji, niestety nie ogarniam czasoprzestrzeni :) Kiedy jestem w jednym domu to nie mogę zrobić tego co zostało w drugim i na odwrót. Udało mi się trochę zapanować na logistyką, ale zdarzają się puste przebiegi ;) kiedy trzeba wrócić po coś do drugiego domu.
Najbardziej daje mi się we znaki brak łazienki,  rano, kiedy trzeba się ubrać i przejść do drugiego domu żeby się umyć, no i poranne bieganie do toalety do zakładu męża. Robi się też coraz zimniej w nocy, a my nadal nie mamy podłączonego pieca c.o.

  Nie wiem czy do końca tego roku będę miała kuchnię i łazienkę w domu, zależeć to będzie od pewnych okoliczności niezależnych od nas, ale się staramy. Mąż z synami ciężko pracują, jednak efektów wizualnych na razie brak, przynajmniej dla osób postronnych. Tylko my wiemy ile piasku oni przewalili, ile betonu wylali, ile belek pocięli i zamocowali, ale może ten tydzień przyniesie wreszcie widoczne zmiany, wszystko przygotowane, czekamy na fachowców.

  Pisałam to dwa tygodnie temu, ale wcięło mi post, a mój wolny czas się skończył, dziś odkryłam go w kopiach roboczych, więc publikuję.

 Przyszłam z zamiarem pokazania kilku zdjęć, specjalnie je wczoraj skopiowałam na pendriva, a tu przykra niespodzianka pendrak zastrajkował . Taki cały tydzień miałam, czego nie tknęłam to się sypało, psuło, łamało:(ale były też dobre chwile, a ja się nie poddaję.

godz.19.10. 
To nie pendrak, coś się porobiło z komputerem, dawno się już porobiło, ale dotąd jakoś działał, a teraz chyba przeprowadzka mu zaszkodziła. Rafał przeinstalował na linuksa i dopiero dał radę zgrać zdjęcia.

Uwaga, oto nasza demolka.

 1. Nasz pokój po wyniesieniu mebli i demontażu półek, a w zasadzie to nie cały pokój tylko mój kącik.
2. Rafał nie mógł darować sobie rozpoczęcia dewastacji.
3. Bez podpisu, wszystko jasne.
4. Adam i Maciejek rozwalają ściankę między kuchnią a naszym pokojem, za plecami Maćka widać kawałek pieca i komin, komin zostaje.
5.  Tak wyglądało po zerwaniu podłóg, ale przed wybieraniem piasku.
6. Widok ze starej kuchni (ujęcie z tego samego miejsca co na zdj.4) już po zrobieniu wylewek i rozebraniu pieca.


 Na zdjęciach nie zmieściła się stara łazienka tzn. miejsce po niej, znajdowała się za tym piecem co już go nie ma. W tej chwili ta część domu jest jedną niczym nie ograniczoną przestrzenią z kominem na środku i dziurą na schody w rogu sufitu. W sobotę zostały wstawione nowe 2 okna i zagłuszone  miejsce po trzecim, bo dotąd było ich 3 na tej przestrzeni. Jutro ma przyjść murarz i zrobić ściankę oddzielającą kuchnię od łazienki. Kuchnia i łazienka będą na tych samych miejscach co dotąd, ale ich powierzchnia trochę się zwiększy i zostaną wprowadzone pewne udogodnienia. Resztę pokażę jak będą widoczne zmiany. Obrobię jeszcze zdjęcia góry i tu wrzucę, tam już od biedy można mieszkać, choć znajomy od gipsowania i malowania ścian się spóźnia. W tym wypadku ładna pogoda działa na naszą niekorzyść, bo u nas miał robić po godzinach, a ma nadgodziny w firmie:(

 Mamy jeszcze jeden kłopot, poważny, dziś odwiedziła nas policja, ale to na oddzielny wpis.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...