poniedziałek, 30 sierpnia 2010

I jeszcze w odcieniach różu i fioletu

    Zanim zaczną królować kolory jesieni, kolejny raz próbowałam z różami. Nadal nie to co mi się marzy. Chciałam też sprawdzić czy uda mi się powtórzyć kolory.

    Dwa mixy różowo- szare, jeden stalowy drugi bardziej mysi oraz dwa różowo-beżowe. Tym beżom bliżej jest do łososiowego. W rzeczywistości są jaśniejsze, choć zamierzałam zrobić je jeszcze bledsze, ale nie wyszło. Podobnie fiolety, dwa cieniowane, a w środku z jasnoszarym, w realu odrobinę delikatniejsze.










   


    
    A teraz powtórki- moje ulubione czyste i świeże odcienie, taką już robiłam Aidę, tym razem perłówka Maja w dwóch grubościach #5 multikolor i #8 każdy kolor oddzielnie.



    Trzy kolory w dwóch wersjach: perłówki #5 + #8 jednolite do kompletu



oraz Aida 20, bo mi była i wybyła z domu ;)


     I zdjęcie jednolitej, cieńszej Mai z ostatniego farbowania, żeby pasowała do kompletu z multikolorami.


     Już za mną chodzą jesienne liście, ale muszę przerwę zrobić z przyczyn technicznych- zabrakło nici i gar chwilowo zajęty.

sobota, 28 sierpnia 2010

Huston, problem usunięto


    Dzięki Waszej bardzo szybkiej akcji mam już wszystkie potrzebne mi nitki.

    Jagnieszko, Ewkapawe, Anna.L., Basta jestem Wam bardzo wdzięczna. Dziękuję za przesyłki, tę z Białegostoku odbiorę osobiście ;)

    Pamięć ludzka potrafi płatać figle, zupełnie zapomniałam, że motek Aidy od Basi miałam u siebie w domu, ale po zakupie nowych oddałam jej, a to był ten poszukiwany. Nie porównałam kolorów od razu , odstawiłam pudło z nitkami aż do momentu kiedy poczułam chęć pofrywolenia.
    Przypomniałam natomiast, że  multikolor 1105 po raz pierwszy widziałam u Marty ( Poxipol- pamiętacie ?) i  bardzo mi się spodobał, więc też kupiłam. Marta nie znalazła czasu na frywolitki i nitki leżą u niej od paru lat. Zadzwoniłam z pytaniem czy może chce się ich pozbyć, a ona o nich nie pamiętała, ale sprawdziła i są !!! dwa moteczki !!!

Na Was zawsze można liczyć- kocham Was !!!

piątek, 20 sierpnia 2010

W poszukiwaniu wymarzonych kolorów


    Nie farbuję kolorami uzyskanymi bezpośrednio z torebki, tak je mieszam, że czasami już nic z nich nie udaje się uzyskać i trzeba je wylać. Czasami wychodzi zupełnie coś innego niż chciałam, ale fajnego. Od początku marzyłam o różu pudrowym, niestety do dziś mi nie wyszedł, ale mam jeszcze jeden pomysł na zmieszanie farb. Z przykrością odkryłam, że wszelkie róże, borda, wiśnie, czerwienie są jakby na bazie fuksji- fluksji jak mawia Rafał ;) i nawet po dodaniu ciepłego żółtego, przy rozjaśnianiu wyłazi ten zimny, neonowy róż :(

    Nici perłowe zaczęłyśmy farbować wspólnie z Magdą, w zasadzie mój pierwszy moteczek powstał jako produkt uboczny przy jej wrzosach i fioletach, to ten po lewej.

    
    W trakcje eksperymentów z różami pokusiłam się o róż indyjski, który jak sama nazwa wskazuje ;)))) wcale różem nie jest, to czerwień z brązem, albo brąz z czerwienią. W każdym razie czuję w tej barwie korzenny zapach Indii i tak go sobie nazwałam - mój Zapach Indii.

    Zdjęcia dwa- jedno w świetle flesza, żeby było widać, że po farbowaniu nić perłowa  jest lśniąca; drugie przy pochmurnym niebie, ale ono bardziej oddaje  kolor, choć aparat i tak lekko przekłamuje.

 







    


    
   
    W pewnym momencie pomyślałam sobie, że dobrze by było mieć też perłówkę #8 w odpowiednim kolorze, dlatego popaćkałam po parę pasem Coton Perle DMC #8. Jednak już bazy różniły się nieznacznie od siebie, bo #5 to Maja i trochę inaczej przyjmowały farbę, nie ma to jednak dla mnie aż takiego znaczenia, po wyschnięciu różnice są niewielkie. Mam małe seciki nitek :)

    Jeszcze te nieszczęsne róże, to nie to co chciałam, ale w sumie podobają mi się te nitki. Od lewej- róż z jasnozielonym; różowy + jasnozielony + stalowoszary; różowy i szary mysi. Z szarościami też mam problem, bo chyba mają jakiś dodatek fioletu i obie torebki: stalowy i popielaty są zimne, nie tak jak chciałam mieszają się też z sąsiednimi.










   

  
    
    Na tym zdjęciu kolory bardziej odpowiadają rzeczywistym.


    A na koniec link do pewnego bloga, szukając podpowiedzi jak je zmieszać i wpisując najdziwniejsze nazwy kolorów jakie znalazłam w spisach, trafiłam na hasło trzy kolory. Uśmiałam się, ale coś w tym jest. W komentarzach przeczytałam ciekawy wpis o kolorach tęczy i muszę przyznać, że to pasuje do mojej niedawnej rozmowy z Rafałem o kolorach, a dokładnie o rozszczepieniu światła białego, bo do mego syna to bardziej przemawia :)))) ale o tym może innym razem.


Specjalnie dla Yenulki :) zbliżenia na przejścia kolorów.



środa, 18 sierpnia 2010

Kolory lata


    Tegoroczne lato nie należy do moich ulubionych, upały nie pozwalały na robótkowanie, na oddychanie nawet. Temperatura i kryzys, którego podobno nie ma :( ostro wyhamowały nasze remontowe plany, coś tam robimy, ale miało być zupełnie inaczej. Dlatego postanowiłam ubarwić sobie trochę życie.

    Z Madziulą planowałyśmy zabawę z farbami już od dawna, naoglądałyśmy się co wyprawiają mistrzynie, poczytałyśmy jak to robią, trochę zwlekałyśmy z powodów ważnych i nieważnych, ale w końcu nadszedł ten dzień. Zakupiłyśmy farby, każda po innym zestawie ( chodzi o producentów, bo kolory podobne), trochę nici do eksperymentów, takich których nie żal by było wyrzucić po zmarnowaniu i przystąpiłyśmy do pracy, razem i osobno ;)  Nic nie wyrzuciłyśmy, wszystko nam się podoba, zasypiając planuję jakie kolory pomieszam następnego dnia. Nie zawsze udaje się uzyskać zamierzony efekt, ale zawsze jest bardzo ciekawie, może nawet bardziej, kiedy się czeka na wyschnięcie i nie wiadomo co zobaczymy :)))

Dość trucia, pokazuję pierwszą serię - Owocowe Lato :




    To moje kolory, bo Magda ma zupełnie inne upodobania, ale ona swoimi pochwali się u siebie. Nazwy są spontaniczne, kojarzyły mi się z tym co akurat jadłam, co zamierzałam uzyskać, albo któryś z chłopaków zauważył podobieństwo i rzucił mimochodem, ale to bardzo dowolna interpretacja ;)))

    Zdjęcia bardziej dokładne. Aparat trochę przekłamuje mimo, że robiłam bez flesza, w rzeczywistości nitki są odrobinę jaśniejsze.

 Awokado



Melon


Arbuz



Jasne winogrona



Lawenda i Trzy Kolory ;)

  












    




    
    Różny jest stopień nasycenia kolorów, czasami prześwitują prawie białe nitki, ale to nie dlatego, że jestem niedokładna i nieprecyzyjnie nanosiłam kolor, tak mi się bardziej podoba, bo równiuteńko ufarbowane nici to ja se mogę kupić.
Na zdjęciach  Aida 20, zaczęłyśmy już farbowanie muliny i nici perłowych, Ariadny na początek, więc jeśli Was nie zanudziłam zapraszam do Magdy i tutaj. Za kilka dni pokażę co wczoraj wyjęłam z gara. 

    Farbuję metodą   Gackowej - Agata, wielkie dzięki za kursik.
A tu namiary na blogi, które były inspiracją do rozpoczęcia farbowania:
Nina- podglądać ją zaczęłam jeszcze na multiply, zanim otworzyła bloga,
Marylee- kto z frywolących nie zna tego adresu ;)
Patrycja- to ona nas sprowokowała, bo skoro jej się udało .....


wtorek, 17 sierpnia 2010

Houston, mamy problem


    Dawno, dawno temu zaczęłam dwie serwetki frywolitkowe, długo musiały czekać na swoją kolej, ale właśnie mam fazę frywolenia i dokupiłam nici. Ich brak był oficjalnym powodem przerwy w supłaniu ;) Niestety jest problem, poważny- nowe różnią się od starych!  
    Serwetki robię z Aidy 20 kolor 387Aidy 10 multikolor 1105.  Zabrałam się za tę pierwszą, nakombinowałam jak poprzewijać resztki nitki z kłębka, żeby w trakcie okrążenie jej nie odcinać, a potrzebowałam jeszcze nawinąć jedno czółenko do zakończenia rządka. Nowy miałam zamiar zrobić już z nowego motka ale niestety  :(((( różnica w kolorze jest zbyt widoczna. Łudziłam się, że w serwetce to jakoś ujdzie, po zrobieniu paru kółeczek i łuczka musiałam je jednak odciąć.



    Na zdjęciu oba kolory 387 - chyba powinno być jeden kolor, ale nawet mój aparat zauważa tę różnicę. 

    Multikolory też się różnią, nie zastanawiałam się jeszcze co zrobię z tą większą serwetką, może na niej nie będzie aż tak bardzo widać, a nawet jak będzie widać to się dopasują....  Mam jeszcze odrobinę  tej nici, ostatecznie może jakoś zakończę bez 3 ostatnich okrążeń.
    Stary 387 nie pasuje zupełnie do nowego 387, chociaż ten nowy jest wg. mnie ładniejszy, delikatniejszy. Sporo wysiłku kosztowało mnie wysupłanie stanu obecnego przy moim małym doświadczeniu frywolitkowym. Dlatego postanowiłam poszukać motków Aidy 10 w kolorze 387 ze starą, białą metką w Waszych zapasach :))))

    Ktokolwiek widział, ktokolwiek ma, zamienię się, odkupię....  zgadzam się na wszelkie rozsądne ;) propozycje, wystarczy mi jeden motek w poprzednim odcieniu Aidy 20 kolor 387. Gdyby jeszcze przypadkiem znalazły się ze dwa stare motki multikoloru 1105 to też jestem chętna do negocjacji.


Dnia następnego- zdjęcie starego i nowego motka Aidy 10 multikoloru 1105- różnicę też widać.




czwartek, 12 sierpnia 2010

Zatrzymać zegary


    Tegoroczne lato ucieka mi jakby zapierniczało na podtlenku azotu, nie wiem kiedy i jak minęło, bo prawie minęło.                   
    Niewiele się wydarzyło w moim robótkowym świecie. Pogoda sprzyjała plażowaniu, ale ja na plaży nie byłam, tylko raz czy dwa posiedziałam nad jeziorem. Miałam za to dodatkowe zajęcia w kuchni przy tym upale :( . 
    Przyjechał do nas pewien gość, niechciany, niezapraszany, nawet delikatnie mu odradzaliśmy wizytę, ale on na na subtelnościach się nie wyznaje. On swoją obecnością przecież nas zaszczycił :(((((  Łaskawie pozwalał się obsługiwać, opowiadał niestworzone rzeczy, jak mały chłopiec,  jaki to z niego sportowiec, światowiec, bywalec,  fachowiec i jak pomaga mężowi, a w rzeczywistości narobił tylko szkód. Wtrącał się do rozmów z klientami, a nawet próbował uczestniczyć w naszych rozmowach telefonicznych. Mężowi udało się skrócić jego pobyt do tygodnia, bo gość planował spędzić dwa, a jeszcze żałował, że nie zabrał dorosłego syna. Mężowi zależy na dobrych układach z tym człowiekiem, ale za rok chyba bardziej stanowczo odmówi. Ten pan już kiedyś u nas bywał,  widocznie jednak mój mąż ma krótką pamięć ;)  
   
    Gotowałam też cioci, starsza osoba nie radziła sobie w czasie upałów, a siostrzenica męża, z której rodziną ciocia mieszka, wyjechała na dłuższe wakacje. Maciej z Rafałem dzielnie wozili cioci obiady i chyba im to się nawet opłaciło ;).

    Trochę strachu napędził mi Maciejek, na obozie złapał dwa kleszcze i zapalenie gardła,  kiedy  pojechaliśmy go odwiedzić nie obyło się bez wizyty na pogotowiu i antybiotyku. Po powrocie potwornie go wysypało, lekarz stwierdził uczulenie, potem była nagła dwudniowa gorączka i ból mięśni, a na koniec zaczęła schodzić mu skóra z dłoni. Szkarlatynę i boreliozę badania na szczęście wykluczyły, choć ta druga może się jeszcze objawić. To był chyba zbieg okoliczności, uczulenie albo po antybiotyku, albo po testowaniu nowiutkiej, sztucznej murawy na szkolnym boisku. Testował z kolegami nie tylko grając w piłkę, wytarzali się w niej ponoć dokładnie, a było to tuż po jej położeniu, nawet deszcz jej jeszcze nie obmył. Podwyższona temperatura to prawdopodobnie wynik nasłonecznienia i przegrzania, a schodząca skóra to efekt długiego przebywania w rękawiczkach lateksowych w upale. W międzyczasie Maciek zaliczył kurs ratownictwa medycznego z OSP. Nadal się boję żeby żadne choróbsko nie wylazło, bo nigdy nie miał reakcji alergicznych, na żadne leki czy rękawiczki.


    W tym roku Maciek był na obozie w Rydzewie, gdzie łączą sie ze sobą dwa jeziora Niegocin i Jagodne, piękne miejsce. Miejscowość przystosowała się do napływu turystów, jest gdzie zjeść, zanocować, pospacerować, popływać.... blisko do Giżycka. Tylko ta tendencja do budowania się tuż na jeziorem i ogradzania aż do wody, co nie jest zgodne z prawem, ale kto u nas przejmuje się takimi drobnostkami :(((( Sporo bywamy na jeziorami, wykorzystujemy wyjazdy służbowe męża do odwiedzania różnych miejsc na Mazurach i Suwalszczyźnie i wszędzie to samo, już nie domki letnie,  a całoroczne rezydencje ogrodzone aż do jeziora, albo i trochę w głąb. Nawet nad Wigrami.


 Widok z Rydzewa na  Giżycko.


    Coraz mniej  już takich mazurskich dróg, znikają drzewa, bo są stare i stwarzają zagrożenie, rozumiem to, ale szkoda.  Mieliśmy okazję znowu przejechać przez Bemowo Piskie, gdzie mąż po studiach trafił do wojska, rozległe poligony wojskowe, małe zaludnienie, ciekawe miejsca. Czasami jechaliśmy przez zielony tunel.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...